14 października 1950 r. Morze Japońskie było lodowato zimne. Mroźne wichry znad niezmierzonych syberyjskich równin, rogala Kutyłów i Sachali-na, z przeraźliwym rykiem chłostały Góry Tumańskie, gdzie pełniący patrolową służbę koreańscy żołnierze przymarzali na posterunkach w dość dziwacznych, niespotykanych w wojsku formach. Potem z szaleńczą gwałtownością wpadały nad północną Koreę i pokonawszy dolinę rzeki Imdzin osiągały pustkowia Morza Żółtego mimochodem zahaczając o wyspy Tokdzok, gdzie ścinały mrozem nawet nikłe drobiny soli, rozpylone w powietrzu przez poddane ich działaniu białe grzywy fal.
14 października właśnie w dość bliskim sąsiedztwie koreańskich umocnień brzegowych, pokaźna formacja 29 amerykańskich, biytyjskich, kanadyjskich, francuskich, australijskich i nowozelandzkich okrętów wojennych mozolnie przedzierała się przez mocno wzburzone wody. W samym środku niemal Morza Żółtego zespół rozdzielił się na cztery podgrupy.
Pancernik i dwa krążowniki w asyście ośmiu niszczycieli, które osłonić je miały przed rosyjskimi okrętami podwodnymi, szły stałym północnym kursem, a ich szarpane porywami wiatru, oblodzone pokłady z drżeniem wznosiły się w górę i gwałtownie opadały w dół. Były to okręty wchodzące w skład Grupy Bojowej 77, która została wyodrębniona, by amerykańskim marines przygotować wybrzeże na północ od Inczhort.
W samym środku tego potężnego zgrupowania płynął lotniskowiec USS Philipine Sea. Siła uderzeniowa tej formacji była groźna. Jego stalowy, masywny pokład przewalał się wśród wysokich fał, przyjmując niejednokrotnie nieprawdopodobne wprost kąty nachylenia, co całkowicie niemal uniemożliwiało jakiekolwiek starty, nie mówiąc już o lądowaniach samolotów. Corsairy F4U zgrabnie zsunięte w niewielkie stadko na rufie, dla ochrony przed wichrem i śniegiem przytwierdzone stalowymi linami do pokładu, stały w pokrowcach porzucone, osowiałe i bezużyteczne.
14 października właśnie w dość bliskim sąsiedztwie koreańskich umocnień brzegowych, pokaźna formacja 29 amerykańskich, biytyjskich, kanadyjskich, francuskich, australijskich i nowozelandzkich okrętów wojennych mozolnie przedzierała się przez mocno wzburzone wody. W samym środku niemal Morza Żółtego zespół rozdzielił się na cztery podgrupy.
Pancernik i dwa krążowniki w asyście ośmiu niszczycieli, które osłonić je miały przed rosyjskimi okrętami podwodnymi, szły stałym północnym kursem, a ich szarpane porywami wiatru, oblodzone pokłady z drżeniem wznosiły się w górę i gwałtownie opadały w dół. Były to okręty wchodzące w skład Grupy Bojowej 77, która została wyodrębniona, by amerykańskim marines przygotować wybrzeże na północ od Inczhort.
W samym środku tego potężnego zgrupowania płynął lotniskowiec USS Philipine Sea. Siła uderzeniowa tej formacji była groźna. Jego stalowy, masywny pokład przewalał się wśród wysokich fał, przyjmując niejednokrotnie nieprawdopodobne wprost kąty nachylenia, co całkowicie niemal uniemożliwiało jakiekolwiek starty, nie mówiąc już o lądowaniach samolotów. Corsairy F4U zgrabnie zsunięte w niewielkie stadko na rufie, dla ochrony przed wichrem i śniegiem przytwierdzone stalowymi linami do pokładu, stały w pokrowcach porzucone, osowiałe i bezużyteczne.